Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/119

Ta strona została przepisana.

niła, gdy mówił głosem smętnym i zniechęconym:
— Jakeś żo wymówiła Marto... Ok! ty masz dobre serce... i nie chcesz mnie przywieść do rozpaczy.
Uśmiech Blanki niknął widząc posępną chmurę zbierającą się na czole jej ojca.
Głos jego zmienił się w przykry, zbliżone brwi pokrywały błyskawice jego wzroku.
— Pani... pani... — rzekł — nadaremnie wmawiam w siebie żem szalony... przeszłość mi odpowiada... „jesteś roztropny“... przypominam sobie... i mniemam że ty sobie lepiej przypominasz....
I odepchnąwszy rubasznym gestem strwożoną Blankę, powrócił do stolika gry, gdzie stojąc wychylił spory kubek wódki.
Blanka drżała, zbladła, osłabiona oparła się o łono matki. W sali wszyscy stali nieporuszeni.
Remigeusz podniósł napełniony kubek i spełnił go duszkiem.
Wstrząsnął się, ciemna czerwoność wystąpiła na jego lica, wzrok jego był błędny lecz uśmiechający.