Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1193

Ta strona została przepisana.

tychmiast otworzyły, będąc tu jak zawsze i wszędzie duchami opiekuńczemi Penhoelów.
Jeżeli się oddaliły w celu wezwania pomocy, to bezwątpienia nie na długo.
Marcie odurzonéj wyziewami, zdawało się że znikły, gdyż nie mogła pojęć jak wyjść mogły. Deska bowiem opadła na miejsce i przepierzenie pozornie było nienaruszone.
Lecz bystrzejszy wzrok był zwrócony na tę scenę:
Pan Robert de Blois nie wierząć w nadprzyrodzone zjawiska, wyszedł z klubu cudzoziemców przekonany, że pięć pojedynków przysposobionych przez niego, zagrażały życiu Monlalta; wsiadł do dorożki i pojechał na ulicę ś. Małgorzaty.
Był to przykry krok dla niego, bo lubo od dawna pozbył się przesądów, doznawał jednak pewnego wstrętu zbliżać się do swych ofiar.
Penhoel ocalił mu życie... mieszkał pod jego dachem i żywił się chlebem jego... a za to wszystko, zawdzięczał mu najczarniejszą zdradą...