— Cóż się to dziś dzieje? — zawołał spoglądając kolejno po obecnych — rzekłby kto że wracamy z pogrzebu... cóż to... więc się już nie śmieją w pałacu Penhoelów!....
— Lękam się — szeptała Blanka drżąca.
Lekkie zarumienienie jej liców zastąpiła bladość. Matka obejmowała ją swemi rękami jakby chciała bronić, a zdala Wincenty spoglądał ma nią z trokliwą niespokojnością jak matka, i z równą miłością.
Głos Pana słyszeć się dał wśród upornego milczenia:
— Dziewczęta! weźcie harfy i zaśpiewajcie nam aryjkę bretońską... a to nieznośnie... jeszcze się nie odezwał dzwonek wzywający na wieczerzę, a wszyscy już zasypiają:
Cyprjana i Djana powstały. W kącie salonu stały dwie harfy na podstawach złoconych.
Przy pomocy Rogera, Cyprjana i Djana przysunęły je do kominka.
— Co stryj życzy sobie słyszeć? zapytała Djana.
— Arję bachusową — odpowiedział Pen-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/120
Ta strona została przepisana.