Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1207

Ta strona została przepisana.

Gdy wszyscy oddali sobie nawzajem należne pochwały, Robert przemówił:
— Co do mnie, nie wspomnę nawet o Wincentym i jego ojcu, których narzuciłem pod nogi nabobowi.
— Jednakże stryj Jan był prze wybornym — przerwał Bibandier — w sabotach słomą wypchanych i w parcianym kaftanie... jak sobie pomyślę, że byłem gorzéj od niego odziany...
— Drobnostki — odezwał się amerykanin — nie chwalę się także, iż pierwszy powziąłem myśl zawarcia układów z panią Nawn... trzeba też było cóś pozostawić grubemu Błażejowi, który jest tylko zdolnym do pełnienia obowiązków kamerdynera... Co do jutrzejszéj wyprawy, potrzeba czekać ażeby zawyrokować o skutku... lecz szczycę się tém mój dobry przyjacielu, że wykonałem szlachetny uczynek, który zadowolił moje sumienie....
Oparłszy się o zaplecznik fotelu, przybrał akcent teatralny.
— Była nieszczęśliwa rodzina, przywiedziona do ostatniéj nędzy... wprawdzie i my