Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1222

Ta strona została przepisana.

— Oh! — rzekła Djana z wyrzutem — chciałeś pan ażeby się nam przeniewierzyli...
— Miłość jest tak okropnym nieszczęściem moja córko... widząc was pięknemi jak anioły, powiedziałem sobie: „otóż takich mi potrzeba”... I nie znając was, stawiałem przeciw wam samym własne wasze osoby... chciałem dwie biédne śpiewaczki uczynić współzalotniczkami dwóch szlachcianek bretońskich... a wy przywróciłyście wiarę w duszy mojéj drogie dzieci, gdyż ręka Wszechmocnego widocznie się tu objawiła i broniła was przeciw mnie.
— Ojcze! — odezwała się Cyprjana całując go w rękę — gdy sobie pomyślę, że mogłyśmy znienawidziéć ciebie... — dodała z drżeniem obawy.
Nabob spuścił oczy, a smutek pokrył jego czoło.
— Możeby lepiéj się stało — szepnął — kto wie co jutro się stanie z sercami naszemi... gdy was widzę, zdaje mi się że moja dusza jest uleczoną... gdy was słyszę jak mnie nazywacie ojcem, jestem szczęśliwym i zdaje mi się, że doznawałem cierpień...