przerwała Djana — tego czasu, w którym Remigeusz de Penhoel był szczęśliwym.
— To prawda — rzekła Cyprjana — prawda... gdy sobie przedstawiam uśmiech Montana, zdaje mi się, że widzę uśmiechającego Penhoela.
Djana pogrążyła się w coraz głębsze zadumanie.
— Jest jeszcze coś innego —odezwała się ostatnia powolnym głosem — Czy przypominasz sobie, że w Bretanii mówiono nam zawsze, iż nasz stryj Ludwik kochał panią...
— A więc domyślasz się... — zaczęła Cyprjana.
— I że pani była mu wzajemną — mówiła Djana, któréj spojrzenie się wyjaśniało — że Ludwik Penhoel opuścił Bretanją, ponieważ brat, jego Remigeusz umierał z miłości dla pani....
— Oh! — odezwała się Cyprjana zbladłszy ze wzruszenia... to prawda moja siostro...
biegnijmy... rzućmy mu się do nóg... trzeba go prosić... błagać!...
Pochwyciwszy ramię Djany, ciągnęła ją do drzwi.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1243
Ta strona została przepisana.