Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1253

Ta strona została przepisana.

dzieją... moje serce uporczywie pragnie powątpiewać... nie o tobie mylordzie, bo wiem że są natury, dla których dobroczynność jest wybuchem, jak zbrodnia kaprysem... lecz o niéj, którą kochałem z całéj duszy... tak o niéj... którą pozostawiłem tak czystą i z piękném sercem, jest temu dwa miesiące zaledwie... widziałem na własne oczy równie jak mój przyjaciel... i nie chciałem wierzyć oczywistości...
— Mówią że wiara uzdrawia — rzekł Montalt.
Malarz zarumienił się zlekka.
— Jeden z nas ma zginąć — odezwał się Stefan — po cóż żartować... napotkałeś nas obu jak mówią na Bożéj drodze... nazwałeś nas swemi przyjaciółmi... wybadałeś z nas tajemnicę udając przychylność... miałeś fantazję kochać kogoś... podeszłeś nasze serca młode i szczero... Otóż Roger pragnie dziś krwi twojéj, gdy dawniéj byłby dla ciebie poświęcił ostatnią kroplę własnéj... Masz szczególniejsze upodobanie w pewnych igraszkach... bo gdyś się dowiedział o naszych udręczeniach i nadziejach... gdy mogłeś oce-