Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1256

Ta strona została przepisana.

— Pozostaw mnie! — zawołał Roger — przekonam się, czy ten człowiek będzie zemnę żartował.
— To słusznie — rzekł Montalt — mój kochany malarzu... teraz koléj na mego sekretarza...
— Broń się pan!... broń! — krzyczał Roger, któremu ręka drżała z oburzenia.
— Panie Launoy — mówił Montalt — pojmuję niecierpliwość twoją... lecz ja muszę się oszczędzać... bardzo mi przykro, że odgrywacie krotochwilę przed dramą...
— Panie! — przerwał Roger — zasłaniaj się, albo nie odpowiem za siebie.
Stefan pokonany, stał ze zwieszony głową.
— Bądź spokojny — rzekł Montalt — krotochwila nie będzie trwała cięgle... i krew ukaże się daléj jak na końcu ostrza mej szpady... przybyłem tutaj w zamiarze pomszczenia się najprzód na was za to, żeście znieważyli rękę dobroczyńcy... każdy postępuje według upodobania... zemszczę się udzielając wam ostatnią jałmużnę, bo daruję wam życie, moje dzieci... gdyście nie byli zadowoleni z mego domu i chleba...