Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/126

Ta strona została przepisana.

mostowe trzęsą się, a stary stolarz lęka się ażeby woda nie zabrała ich domu...
Penhoel powstał z miejsca. Najobojętniejszy dostrzegacz doszedłby, że ta przerwa była dla niego pożądaną.
— Niech malec wraca — rzekł — pójdę sam się przekonać.
— W taką pogodę... — szepnęła Pani.
Penhoel wzruszył ramionami.
— W taką pogodę — powtórzył opryskliwie — to coby mogło się przytrafić najgorszego, to to, żebym utonął... i ciekawy też jestem ktoby mnie żałował...
Ah Remigeuszu!... — odezwała się Pani głosem wyrzutu.
— Nikt mnie nie kocha... — mówił Penhoel — nikt...
Zbliżał się do drzwi. Pani dała znak Rogerowi i Wincentemu.
— Pójdziemy z panem do Hussayes — odezwali się oba.
— Zostaniecie tutaj — rzekł Penhoel — nie pozwalam wam iść z sobą!
Wdział na odzież kaftan z kapturem z wil-