ka podobna do téj, jaka się ukazała na koszuli Stefana, naznaczyła pierś Rogera.
Nabob podniósł szpadę, któréj koniec ostrza obtarł starannie Jones.
— To nic!... — zawołał Roger.
Nabob wydobył zegarek.
— Moi panowie — rzekł — dla każdego z was przeznaczyłem po kwadransie... minęło już pół godziny.
Nowo przybyli otaczali pojedynkujących się.
— Broń się! — zawołał Roger nacierając żwawo na naboba.
Szpada Montalta mignęła w powietrzu zakreślając kółko, i Roger powtórnie rozbrojony, opuścił ręce jak dziecko.
— Teraz koléj na pana — odezwał się nabob do Pontalesa.
Pontales spojrzał na świadków.
— Podobny pojedynek jest przeciwny wszelkim zasadom... — szepnął — i nie wiem...
Gdy mówił, Wincenty podniósł szpadę.
— Ja zaś w to nie wchodzę... — odezwał się opryskliwie — ten człowiek nazna-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1260
Ta strona została przepisana.