— Posłuchaj mnie — szepnął tak cicho ażeby go tylko Pontales mógł słyszeć — powiedziałem ci wczoraj: że jesteś podobny do twego ojca... i chcę zapomnieć... boś mnie nic złego nie uczynił...
— Ah! — zawoła Pontales w uniesieniu — już się nie śmiejesz mylordzie... jeżeli jesteś strudzony, możesz odpocząć...
— A więc chcesz koniecznie — rzekł Montalt z zaiskrzonym wzrokiem. Widzę tylko w tobie syna ojca twego... i pomszczę się...
Szpady skrzyżowały się znowu: Pontales upadł otrzymawszy ranę w tém samém miejscu, co i jego poprzednicy.
Lecz tą razą chustka fularowa obtarła ostrze zbroczone krwią na cztery cale.
Nabob założył ręce na piersi i zwiesił głowę. Świadkowie Pontalesa, unieśli go na ręku.
Stefan, Roger i Wincenty oddalali się z miejsca pojedynku, gdy w tém spostrzegli zbliżającego się starca.
Młodzieńcy wykrzyknęli z zadziwienia.
— Mój ojciec! — zawołał Wincenty.
Pan Jan! — dodali Stefan i Roger.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1263
Ta strona została przepisana.