Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1265

Ta strona została przepisana.

służbę królewską... teraz zaś witam ciebie, i bodajbyś był szczęśliwszym od nas... dzień dobry Rogerze!.. dzień dobry Stefanie!.. Mówiłem sobie przez całą drogę: nie znajdę w całym Paryżu świadka pojedynku... omyliłem się mylordzie... mam trzech teraz... pożyczysz mi tylko szpady...
To mówił głosem słodkim i dobrotliwym, lecz w rysach jego nie malowała się uległość, jaką poprzednio widzieliśmy. Miał podniesionéj głowę: jego dwa oczy iskrzyły się i spojrzenie jego było dumne. Młodzieńcy spoglądali na niego ze smutkiem i politowaniem.
Montalt przypatrywał mu się także w milczeniu lecz ukradkiem; odwracał oczy i udawał że nic nie widzi, a w twarzy jego widać było zimną i surowy wzgardę.
Stryj Jan stanął naprzeciw niego.
— Podaj szpadę temu panu! — odezwał się Montalt do marszałka.
Stryj Jan nachylił się po nią.
— Oh! oh! — zawołał zdziwiony — cóż to ja widzę... krew... czy nie jestem pierwszy?
Młodzieńcy którzy dotąd stali w milcze-