Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1266

Ta strona została przepisana.

niu, poruszyli się razem — Wincenty stanął pomiędzy ojcem i nabobem.
— Mylordzie — przemówił z cicha — podobna walka jest niewłaściwą pod każdym względem...
— Jesteś piątym panie — szepnął Stefan — najprzód ja, potém Roger... daléj twój syn... nakoniec pan Alan Pontales, którego świadkowie wynieśli umierającego wszyscy zostaliśmy pokonani... tutaj na tém miejscu...
Niebieskie oczy Jana zaiskrzyły się.
— On więc jest bardzo, biegłym... — rzekł naginając szpadę.
— To szatan — odpowiedział Roger — zimna krew i zręczność, nic nie znaczy przeciw niemu; zdaje się że go jakiś urok otacza.
— Dobrze o tém wiedziéć — zawołał Jan, którego twarz się ożywiła — usuńcie się moje dzieci... Bóg jest sprawiedliwy... moja sprawa jest dobrą i mam dłoń mężną... usuńcie się!
Młodzieńcy nie ruszyli z miejsca.
— Niewiem czy wasza sprawa była po-