wiek na świecie — szepnął — któryby był zdolny odeprzeć cios podobny.
Montalt pomimo swéj surowości którą usiłował zachować w obliczu, uśmiechnął się prawie; a ci którzyby mogli przyjrzéć mu się z bliska, dostrzegliby od początku walki, pod jego maskę surowości ukryte wzruszenie, które jeżeli było rzeczywistym, oddalał go z całą energją swéj silnéj woli. Myśl zemsty w nim wrzała — i w niéj trwał uporczywie. Ta niespodziana zemsta miała być okropną.
Młodzieńcy spoglądali na niego błagającym wzrokiem, lecz zdawał się ich nie widziéć.
Jan Penhoel zatknął swą szpadę w ziemi.
Oczy miał zwrócone na naboba, wąchanie malowało się w twarzy jego.
— Nie wiem czy tracę głowę — szepnął — Wincenty!... bo masz lepsze oczy odemnie...
lecz ty byłeś dzieckiem, gdy on nas opuścił... mój Boże, mój Boże! czy mi się marzy... — mówił drżącym głosem i postąpił krok naprzód.
Nabob udawał, że tego nie słyszy.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1270
Ta strona została przepisana.