Ta strona została przepisana.
Najokropniejszy walkę jaką stoczył od rana Berry-Montalt, była przeciw samemu sobie, serce odniosło zwycięztwo.
Stał przed stryjem Janem z otwartemi rękami, a łzy spływały mu z oczu.
— Mój stary przyjacielu!... — poszepnął — mój dobry ojcze!...
Jan Penhoel rzucił się w jego objęcia. Montalt całował jego białe włosy.