Rzecby można, że zameczek był zaczarowanym.
Czas upływał. Robert i Bibandier niecierpliwili się.
— Dałbyś temu pokój — odezwał się amerykanin odpychając Błażeja, który ocierał czoło nic nie mówiąc — jesteś widzę do niczego...
Wziął do ręki stalowy witrych i zagłębił go w dziurce zamku.
Nie udało się. Stal się nagięła, lecz zamek nie otworzył się.
Robert wstał. Bibandier chciał spróbować swych zdolności, lecz także nadaremnie.
— Djabeł w nim być musi — pomruknął.
Nasi towarzysze stali z zwieszonemi głowami, spoglądając miłosiernie na mebelek.
Nie zniechęcili się jednakże, pomimo że czas upływał.
— To piekielna przeszkoda — rzekł amerykanin — rozbić się u portu... założyłbym się o głowę, że djamenty są w tém kufereczku.
— To rzecz jasna — dodał ze smutkiem
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1284
Ta strona została przepisana.