Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1295

Ta strona została przepisana.

dzieję; lecz nie śmieli, widząc go surowym i posępnym.
— Biedny stryj... — mówił Montalt do siebie — on zawsze ma jednakie serce... oh! nie na nim to powinienem się był zemścić... ale mój brat... Marta!... nie śmiał nawet o nich wspomniéć... jestem szalony... wczoraj byłbym oddał cały majątek za ten list, w którym spodziewałem się wyczytać słówko politowania lub żalu... słowo miłości... szalony... nikczemny szaleniec... czyliż nie wiem od lat 20, że serce kobiety jest próżnią?...
— Mylordzie — odezwał się Stefan z obawą — moje serce nie mogło znienawidziéć ciebie... gdy bawiłem w Penhoelu, słyszałem twoje imię w ustach wszystkich... nim ciebie poznałem, jużem cię kochał.
— Dajmy pokój Penhoelom — rzekł sucho nabob.
Roger spuścił głowę w milczeniu.
— Pan jesteś słusznie — na mnie zagniewany — odezwał się malarz.
— Bynajmniéj — odpowiedział nabob — tylko to co widzę, nudzi mnie i oburza.
Ziewnął i mówił do siebie: