drogiemu Penhoelowi? — odezwał się p. Kerbichel.
— On zachowuje ścisłe inkognito.
— Pojmuję to... ale zacny p. de Blois?
— On już pojechał do pałacu Penhoela, wraz ze swemi towarzyszami.
Przez chwilę panowało milczenie, pocém najstarsza z gracyj ujęła brata za rękę:
— Otóż to co nazywam szczęśliwym zdarzeniem — rzekła — bezwątpienia nie mam nic przeciw margrabiemu Pontales... lecz pragnęłam z duszy, ażeby Penhoelowie powrócili do dóbr swoich.
— I my także!
Poczém każdy wtrącił słówko:
— Tak zacni obywatele.
— Wspaniali, dobroczynni.
— Najstarsza rodzina w naszych stronach.
— Zacni, szanowni ludzie.
Uważano za złe panu Chauvette, który nie objawiał uczuć swoich.
W tém powstał szmer na ulicy, i wszyscy poskoczyli do okien, gdyż ciekawość była obudzony do najwyższego stopnia.
Był to po prostu człowiek, który wsiadał
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1318
Ta strona została przepisana.