— Do kata! — rzekł Błażéj — zrobiłeś się poetę.
— Przed śmiercią — pomruknął Bibandier.
Amerykanin skrzywił się, poczém wskazał palcem na ostatni dom miasteczka.
— Jeżeli pan Protazy Hiven żyje jeszcze, to go wkrótce ujrzymy, gdyż ma zwyczaj palić fajkę na świeżém powietrzu co wieczór.
— Cóż u licha chcesz od niego? — zapytał Błażéj.
Robert wzruszył ramionami.
— Czy myślisz że pan margrabia Pontales przeszedłby do nas na schadzkę?
— To prawda... Makreofal może nam być użytecznym.
Po chwili otworzyły się drzwi domu prawnika i pan Protazy Hiven wyszedł.
— Naprzód! — zawołał Robert.
Biedny prawnik chciał krzyknąć, poznawszy twarze dobrze mu pamiętne, lecz Bibandier zatkał mu usta.
— Jeżeli piśniesz, to cię uduszę...
Hiven drżał cały szczękając zębami.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1329
Ta strona została przepisana.