Robert wziął drzazgę.
— Rozpal ogień Bibandierze... pan Hiven jak uważam ma febrę.
Prawnik drżący jak listek, usiadł jak najdalej od tapczana.
Bibandier cisnął kilka drewek na komin, a gdy płomień wzniósł się jasny i świetny, Amerykanin przybliżył stołek z widoczném zadowoleniem.
— Wieczory zaczynają być chłodne... czy masz pan co potrzeba do pisania panie Hiven?.. bo ja mam tylko papier stemplowy.
Hiven spojrzał na niego z zadziwieniem.
— To pana zastanawia?.. Pontales spłatał nam figla... lecz dziś mam nadzieję, że się mu wywzajemniemy... usiądź pan dogodnie tak, żebyś mógł pisać na kolanach.
Hiven wydobył kałamarz, pióro i papier.
— Chciałem odwiedzić osobiście margrabiego — rzekł Robert — lecz zastanowiwszy się lepiéj, postanowiłem zgłosić się do niego listownie... pisz więc pan.
— Jestem gotów.
— Pisz pan... no... ale cóż mu oznajmiemy?...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1335
Ta strona została przepisana.