go... mój Boże!.. udziel mi godzinę życia... ażeby sługa mógł powitać pana swego... nim stawi się przed tobą...
Pontales pochwycił papier i podpisał.
Wszyscy powstali. Robert zgasił drzazgę.
Konający przemówił znowu:
— Podpisał... lecz Bóg czuwa... mordercy... zbójcy... biada wam!...
Bibandier Pontales i prawnik wyszli z chaty.
— Od trzech miesięcy stary kona — pomruknął Błażéj — i jego zeznanie byłoby okropném w razie wypadku.
— Wyjdź — rzekł Robert.
Błażéj wyszedł.
Amerykanin zbliżył się po macku do łoża umierającego. Szarpnąwszy silnie, wyciągnął poduszkę z pod głowy Benedykta, który wydał słaby okrzyk. Głowa jego była zwieszoną, oddech zatrzymał się w gardle.
— Przepowiedziałem to... — wyjąkał opierając się śmierci — przepowiedziałem... Moje ciało — do niego należy... Niech Bóg i N. Panna ulitują się nad moją duszą...
Ucichło w chacie. Robert oblany zimnym potem, połączył się z czterema towarzysza-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1349
Ta strona została przepisana.