jeżeli się boisz, daj mi klucz od małego promu a ja pójdę ich sam ocalić.
— Co się tego tycze — odpowiedział przewoźnik, którego głos zniżył się do szeptania — wołałbym zapomnieć Ojcze nasz i Zdrowaś... zastanów się pan... przecież to są obcy...
którzy zamiast uciekać co tchu usłyszawszy dźwięk trąby, stoją nad brzegiem i wrzeszczą jak opętani... obcy, to zguba kraju!
Penhoel słyszał wewnątrz głos chrapliwy który mruczał:
— Cierpliwości... cierpliwości... dla was noc nie będzie długą... Jezus Marja jaka burza jaka burza!...
Była to rzeczywiście burza która się stawała coraz gwałtowniejszą, podsycana rozhukaną wodą, z wściekłością pędzącą zokolic górzystych.
Błyskawica która nastręczyła przewoźnikowi uczynienie ostatniej uwagi, przeraziła Penhoela.
Blask jej ukazał mu z jednej strony dwóch nieznajomych stojących nad brzegiem i dotąd niestrwożonych, dalej zaś ich konie z wyciągniętemi nogami, parskających nozdrzami
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/135
Ta strona została przepisana.