Teraz byli przed wysepkę, na któréj rosły wierzby, do których się przyczepili Robert i Błażéj téj nocy, gdy przybyli do Penhoelu.
— Obróć! — zawołał amerjkanin — bo trącimy o ląd...
W chwili gdy Bibandier posłuszny temu zleceniu, oparł wiosło o brzeg, niewidoma ręka pochwyciła za żelazo i przyciągnęła silnie prom.
Były ułan krzyknął z przestrachu i puścił wiosło. Statek oparł się na wysepce, i obecnie u steru stał człowiek wysokiego wzrostu, który tam się zjawił jakby w skutku czarów.
— Ludwik Penhoel... — szepnął Robert puściwszy rękę Pontalpsa.
— Kłamiesz! — odezwał się Remigeusz — jeden jest, tylko Penhoel... drugi był nikczemnym zdrajcą... — Głos zamarł w gardle jego, ponieważ stary Pontales ugodził go nożem w plecy.
Remigeusz upadł ciężko w poprzek statku.
Pontales poskoczył wywijając nożem i krzycząc:
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1352
Ta strona została przepisana.