otworzyła oczy i uśmiech zaczął błądzić na jéj ustach.
Cyprjana i Djana opuściły harfy i uklękły przed nią.
W téj chwili otworzyły się drzwi salonu i Ludwik Penhoel ukazał się w progu.
Jego piękna twarz była poważną i smutną, czarne włosy zmoczone wodą i potem spadały na odzież w nieładzie.
Marta zwróciła wzrok najprzód na Blankę, potém na Cyprjanę i Djanę; uśmiech jéj wyrażał błogie rozrzewnienie. Podniosła oczy i ujrzała samych przyjaciół.
Nikt nie śmiał się ruszyć ani przemówić słowa.
Gdy jéj spojrzenie padło na Ludwika Penhoela, stojącego w progu niewzruszenie, zadrżała i różana barwa wystąpiła na jéj lica.
— Oh! — szepnęła — wy, których tak kochałam... Djano!... Cyprjano!... Blanko!...
moje drogie córki...
Ludwiku!... mój biedny Ludwiku!... jesteście więc razem i szczęśliwi!...
Powątpiewanie i niespokojność okazały się w jéj twarzy.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1357
Ta strona została przepisana.