znam ci że jestem zadowolony... Paryż nie wart dwóch groszy... niech żyje Bretanja!
Robert był cięgle zamyślony.
Błażej dalej mówił z powiększającym się zapałem:
— Wyborny interess.... przewyborny.... nie słyszałem nigdy nic podobnego... kiedyś rozmawiał z panem Géraud, miałem wielką ochotę uściskać ciebie... jakże on sam ci dopomagał... teraz nie obawiam się niczego... wszystkich tych wieśniaków weźmiesz na dwa tempa...
— Nie tryumfujmy przedwcześnie — pomruknął Robert.
— I skromność także!... — zawołał Śpioch rozrzewniony. — Wistocie, jest to dla mnie zaszczytem być twoim służącym! Że dobrze się nam wiedzie to nie masz wątpliwości... bo jeżeli interess z Penhoelem nie uda się co jest niepodobieństwem, pozostanie nam w kieszeni z parę set talarów.
— Jak to? — zapytał Robert z roztargnieniem.
— Jesteśmy właścicielami dwóch koni — odpowiedział Błażej z serdecznym śmiechem —
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/143
Ta strona została przepisana.