Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/144

Ta strona została przepisana.

i ojciec Géraud był tak dalece o nas troskliwym, że założył w olstra pistolety... wszystko to da się spieniężyć.
— Masz słuszność — rzekł Robert nie mogąc powściągnąć uśmiechu — ty także masz zdolności... lecz dzięki niebu nie jesteśmy jeszcze zmuszeni do takiej ostateczności.
— Gruszka nie zaszkodzi pragnieniu — wtrącił Śpioch.
— Dajmy temu pokój — przerwał Robert — mamy się czém inném zająć po drodze.... nie licząc wąwozów, ułanów i t. d.... objaśnienia które nam udzielił Géraud, stanowią nasz katehizm... nie należy nic pominąć.
— Do kata! — szepnął Błażej — jeżeli na mnie liczysz...
— Gdy siodłano konie — rzekł Robert wyjmując pugilares z kieszeni — nie traciłem czasu... zajrzyjmy póki dzień jeszcze.
Podniósłszy pugilares do oczu, zaczął czytać:
— „Ludwik Penhoel (starszy), wyjechał przed piętnastu laty, półkownik w wojsku Zjednoczonych stanów.“
— Otóż widzisz — mówił — zapisałem