Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/155

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się że ten głos poznaję..... przeklęty kraj... nawet przyjaciół tutaj napotkać można.
Im więcej mówił, tym Robert śmiał się głośniej.
Zbójca położywszy broń na ziemi, wydobył krzesiwko z kieszeni.
— Mój zuchu — odezwał się Robert — powiedz twoim ludziom że jesteśmy przyjaciółmi.
— Nie ruszać się z miejsca — zakomenderował Bibandier zapalając latarkę. Zbliżywszy światło do twarzy podróżnych, zawołał.
— Śpioch!.... i ten czort Amerykanin!.... a więc myślicie że mnie to cieszy was widzieć.
— Podaj rękę zuchu — rzekł Robert.
— Gdy sobie pomyślę że się uganiałem za niemi od kwadransa — mruczał Bibandier — i słysząc ich rozmawiających o 40,000 dochodu...
— I o tych przeklętych podatkach — odezwał się Błażej podzielając wesołość Roberta.