Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— A więc odgrywaliście komedję dla samych siebie — zawołał Bibandier.
— Jest wszakże rzeczy pewną — rzekł Robert — żeśmy nie chcieli durzyć ciebie sądziliśmy że jesteś w Brest.
— Powróciłem właśnie.
— Oświeć że twarz twoją, niech się lobie przyjrzemy.
Bibandier odwrócił uprzejmie okrągłą szybkę latarni, i nasi podróżni ujrzeli jego oblicze, które w téj chwili wyrażało bolesne niezadowolenie.
Był to mężczyzna mogący mieć 35 do 40 lat, szczupły i długi jak tyka. Ogromne faworyty podcięte à la Cartouche, nie nadawały mu zbyt groźnej powierzchowności. Nadaremnie rozczuchrał brodę i włosy w dzikim sposobie; był to oczywiście bandyta podrzędny.
— Mój biedny Bibandierku — rzekł Robert — jakże smutnie wyglądasz... zdaje się jednakże, że kto żyje na polach i ma ludzi wybornych...
Bibandier westchnął głęboko.