Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/157

Ta strona została przepisana.

— Jem chleb czarny i piję wodę — odpowiedział żałośnie; — od miesiąca jak bawię w tych okropnych pustyniach, nie widziałem jeszcze srebrnego pieniążka... żałuję galer.
— Co mówisz?
— Ah! Paryż... bodaj to Paryż!... — Wykrzyknął Bibandier z rozrzewnieniem; — godzina straży na jakiéjkolwiek ulicy po północy, przyniesie tyle że można żyć wygodnie przez dwa tygodnie... pracuję w tym celu ażebym mógł powrocie do Paryża... i gdybyście wiedzieli jak ciężko pracuję... tego wieczora spostrzegłszy was, spodziewałem się czegoś mówiłem sobie: przynajmniej nie są prostacy z miasteczek opatrzeni w pałki na obronę kilkunastu groszy które mają w kieszeniach... gdym was słyszał mówiących o dochodach, serce mi bić zaczęło... ujrzałem Paryż... poczułem zapach kuchni traktjerni w której razem objadowaliśmy... i cóż się stało... komu nie idzie to nie idzie... i zaczynam wierzyć że umrę tutaj z głodu.
— Czy jest jeszcze gorzałka w puzderku? — zapytał Robert.