Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/164

Ta strona została przepisana.

ka czynność niestosowna dla nas, wtedy użyję go może.
Błażéj podnosił kołnierz bluzy dla zabespieczenia się od wiatru i deszczu.
— Nie zły początek — mruczał — przemoknę do nitki.
Burza z gwałtownością wybuchła. Zaledwie ujechali 300 do 400 kroków od miejsca w którym spoczywali, a już z ich sukien lała się woda. Wiatr dął przeraźliwie. Błyskawice pruły głęboką ciemność ukazującą im błotnistą drogę gubiącą się w dali.
Błażej drżał i narzekał. Robert przeciwnie zachwycał się swoim jednostajnym humorem.
Wybornie! — mówił — gdybym zamówił burzę nie mogłaby być pożądańszą... przybędziemy przynajmniej w przyzwoitym stanie.
Minęło pół godziny. Burza zwiększała się coraz bardziej. W tym oba konie zatrzymały się jednocześnie.
Robert chciał popędzić swego, lecz ten nie chciał się ruszyć.
— Woda jest przed nami — rzekł śpioch.
— Stanęliśmy przecie u kresu podróży — rzekł Robert. — Ah! otóż strumyk, który mo-