żna przeskoczyć równemi nogami... ten sławny wylew którym nas straszono, podobny jest do tych groźnych ułanów uosobionych w postaci naszego przyjaciela Bibandjera.
— Jest to kraj urojeń — odezwał się Błażej ożywiony nadzieją bliskiego wypoczynku — gdybyśmy zawołali przewoźnika...
— Do promu! do promu! — krzyknął Robert.
Nikt nie odpowiedział z przeciwnego brzegu.
Powtarzali te wołania przez dwie lub trzy minut.
— W ostateczności — rzekł Robert niezmieszany — zdaje się że możnaby przebyć wpław ten strumyk... Ułani... burza... a w końcu kąpiel... przy tych okolicznościach można się przedstawić nago...
Błażej krzyczał:
— Dawaj prom... hola!
Obaj zsiedli z koni.
Od kilku minut słyszeli za wzgórzami dźwięki trąby i oddalone wołania których wyrazów nie rozumieli.
Błażej był przelękniony.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/165
Ta strona została przepisana.