Ta strona została przepisana.
— Słuchaj... — szeptał — trąba się zbliża...
— Jest to jeździec — rzekł Robert.
— Cóż to znaczy u djabła?
W téj chwili goniec przebiegł na drugim pobrzeżu wołając:
— Woda... woda... woda!..
Błażej drżał cały.
— Wróćmy nazad — przemówił struchlały.
Robert wzruszył ramionami.
— Jeżeli strumyk przybierze na stopę — rzekł — będziemy mieli wody do kolan...
wielkie rzeczy....
Głuchy łoskot słyszéć się dał za wzgórzami.
W krótce massa biała i fosforyczna spadła z szumem w szyję.
Konie osadziły się na nogach i parsknęły donośnie; poczém odskoczywszy w tył, uciekły cwałem.
— Jesteśmy zgubieni! — szepnął Błażej usiłując uciekać.
Lecz w tym uczuł zimno w nogach, daléj w całem ciele, nie czuł już ziemi pod stopami.