Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/181

Ta strona została przepisana.

— Penhoelu... Penhoelu!... — przemówił następnie ponurym i przesadnym głosem — chciałeś tego, niech ci Bóg przebaczy!...
Jedną ręką dotykał ramienia swego pana, drugą wskazywał na Roberta i Błażeja.
— To on!... — dodał ciszej — Zguba i zbrodnia z nim przybywają... Jestem bardzo stary... lecz ujrzę jeszcze trzy dziewice nocy więcej pod wierzbami przed moją śmiercią... trzy szlachetne córy... Penhoelu... Penhoelu... nieszczęście nad twoim domem..... Strzeż się!...
Robert wzdrygnął się mimowolnie dowiedziawszy się niespodzianie o nazwisku swego wybawcy.
Remigeusz zatrzymawszy się zdziwiony, odwrócił się z gniewem do Benedykta, lecz ten już szybko dążył do swej chaty.
Na drodze mruczał:
— Nieszczęście nad nim wisi... i nademną... lecz Najświętsza Panna ulituje się nad moją duszą.
Wszedł do chaty i wstawił drzwi na zawiasy.