Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Robert co chwila pozyskiwał większy szacunek w domu Penhoela.
— Jedna rzecz która mnie szczególniej udręcza — dodał — jest ta, że straciłem pisma które mi były usilnie zalecone... w tej walizie panie Penhoel, znajdowało się to, czym mogłem odpłacie panu za ocalenie życia.
Barwa ciekawości zajaśniała w spojrzeniach. Nie domyślano się jeszcze niczego.
Robert zamilkł, zdając się oczekiwać na zapytanie.
Penhoel przeciwnie lękał się go badać.
— Tam... na promie — rzekł nakoniec — zdaje mi się żeś pan wspominał o pewném zleceniu do wice-hrabi Penhoel.
— Tak to prawda, mój drogi gospodarzu...
— Czy wolno zapytać...
— Miałem zlecenie z daleka.
— Zkąd?
— Z Nowego-Yorku.
Penhoel uczynił poruszenie zadziwienia. Piękna i pogodna twarz pani objawiła nakonieć żądzę ciekawości.