na stole. Jego niebieskie oczy, bojaźliwe i łagodne zwykle, zwracały się obecnie na nieznajomego z chciwą niespokojnością.
Robert usiłował powściągnąć wrażenie tryumfu mające się objawić w twarzy jego.
Widząc błogi spokój rodziny, przez chwilę powątpiewał o skuteczności pocisku którym był uzbrojony.
Teraz wątpliwość znikła. Pocisk był trafny i poznał wady wszystkich serc.
Podniósł głowę. Wzrok jego był zimny surowy jak sędziego.
Wśród milczenia słychać było tłumione oddechy.
— Czyliż się przesłyszałem?... — odezwał się nakoniec stryj Jan — któż mówił o Ludwiku Penhoel?...
— Wspomniałem o nim — odpowiedział Robert.
— I wymówiłeś pan słowo zapomnienia... rzekł starzec ze zroszonemi oczyma. — Oh! nie jedno serce zachowuje tutaj jego wspomnienie...
Penhoel przerwał mu, wysilenie jego do przemówienia było widoczne.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/198
Ta strona została przepisana.