Penhoel żywo powstał jakby to żądanie odpowiadało jego tajemnemu życzeniu.
— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł.
Robert de Blois odzyskał swój uśmiech powabny. Skłoniwszy się z wykwintnością całemu towarzystwu, uścisnął serdecznie rękę Jana.
Lecz co mu zjednało pochwały panien i Rogera de Launoy, była to zręczność z szacunkiem połączona, z jaką podniósł do ust rękę pani.
Pomimo tego, ani dziewice ani Roger nie mogli odgadnąć ważności tego pocałowania ręki.
Robert bowiem dotykając ustami białych paluszków Wice-hrabiny, przemówił do niéj słów kilka tak cichym głosem, że sama Marta z trudnością zrozumiała ich znaczenie.
— Pani, szepnął — miałem trzy listy...
Twarz Marty nie uległa zmianie, lecz jej ręka zlodowaciała, i długo jeszcze po oddaleniu się Roberta i Penhoela, Marta stała niewzruszona jak skamieniała.
Przy stole oswobodzone języki wynagradzały sobie długi przymus. Nie szczędzono
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/204
Ta strona została przepisana.