pochwał p. Blois i Wincenty jedynie zaprzeczał milczeniem przeciw temu koncertowi zdań pochlebnych.
Początkowo czekano na Penhoela bez zniecierpliwienia. Wybiła dziesiąta na wielkim zegarze ściennym, potem jedenasta. Nigdy tak długo nieczuwano.
Penhoel nie wracał i biesiadnicy powstali od stołu przed jego powrotem.
Dziewice, Roger i Wincenty nachylali kolejno czoła do pocałowania pani, która pozostała ze stryjem Janem.
Starzec usiadł przy niéj, na miejscu które przedtem zajmował obcy.
Oboje długo milczeli.
Niebieskie oczy stryja Jana, zwrócone na synowicę ze smutkiem, wyrażały politowanie i ojcowskie przywiązanie.
Po kilku chwilach, dwie Izy spłynęły po licach pani.
Starzec ująwszy jéj rękę przycisnął do serca.
— Marto... biedna Marto... ileż utraconego szczęścia...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/205
Ta strona została przepisana.