brazić sobie widoku powabniejszego i zarazem bogatszego w piękności.
Robert uśmiechał się. Liczył ogrody, laski, łęki; obejmował okolice wzrokiem zwycięzcy
Wszedł do gabinetu Błażeja który spał snem sprawiedliwego.
— Wstawaj! — rzekł trząsając nim mocno.
Tłuścioch przetarł sobie oczy i skoczył na podłogę.
— Do diabła... — pomruknął — śniło mi się żeś my unosili srebra z zamku, i Bibandier w mundurze żandarma prowadził nas do więzienia.
Robert ująwszy go za plecy pociągnął do okna.
— Spojrzyj — rzekł wyniosłe.
— Patrz... patrz! — zawołał Błażej którego wzrok zatrzymał się naprzód na bagnach — to nie były żarty i mogliśmy się na prawdę potopie w tém jeziorze. Patrz Panie Robercie, nie widać już prawie wierzb do których byliśmy przyczepieni... W istocie miałeś słuszność zostać uczciwym człowiekiem!
Robert okazał oznakę niecierpliwości.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/212
Ta strona została przepisana.