Ta strona została przepisana.
Nabob odsunąwszy cybuch zrobił poruszenie okazujące znużenie.
— To długo — szepnął do siebie — i nie widzę celu téj podróży.
Głowa jego zanurzyła się w puchu poduszek i zmrużył oczy.
— Seid! — zawołał.
Czarny który trzymał wachlarz, wyprostowaszy się stanął obok swego pana.
Przywołaj Mirzy — rzekł Nabob nie otworzywszy oczu.
Seid poskoczył do schodków prowadzących do kajut.
Jego gołe stopy zaledwie dotykały pomostu.
W chwili gdy stanął przy otworze, głos naboba powtórnie dał się słyszeć:
— Seid!...
Czarny powrócił natychmiast.
Montalt pomrukiwał:
Cóż jej powiem?... nie kocham jej... Och! ci których nazywają nieszczęśliwemi mają życzenie przynajmniej, a czasem nadzieję.
Uśmiech goryczy igrał na ustach jego.
Majtkowie mówili: