— On jest zbyt szczęśliwy... i nie wie czego sam chce.
— Nic... — mówił daléj Montalt, — to jest życie... a co nastąpi po śmierci?...
Otworzywszy oczy ujrzał Seida oczekującego na jego rozkazy.
— Zawołaj kapitana.
Seid w milczeniu spełnił rozkaz jego.
Kapitan zbliżył się z kapeluszem w ręku.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał Montalt.
— Naprzeciw pobrzeża Finisterre — odpowiedział Anglik z uszanowaniem.
— Bretanja... — pomruknął Montalt — jeszcze Bretanja... czyliż ciągle będziemy naprzeciw tego obrzydłego kraju...
Kapitan był jednym z tych łagodnych, cierpliwych i upartych anglików, z którymi łatwo żyć można. Przyjemnie mu było mówić z miljonowym pasażerem.
— Za pozwoleniem waszéj wysokości — odpowiedział — będziemy widziéć pobrzeża Bretanii aż do wieczora... lecz wkrótce zmierzch zapadnie a jutro wpłyniemy na rzekę Bordeaux.
— To długo! — rzekł Montalt.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/236
Ta strona została przepisana.