— Opuściwszy ojca wszedłem do służby królewskiej... byłem uczniem na pokładzie fregaty... jeden z oficerów skrzywdził mnie w porcie Brest... i zabiłem go.
— W pojedynku?
— Jestem szlachcicem.
W przyjaznym uśmiechu naboba przebijała się barwa goryczy.
— Ah... — rzekł — jesteś szlachcicem... ja nim nie jestem... czy z żalu żeś się dopuścił morderstwa, posunąłeś się do samobójstwa?
Bretończyk wzruszył głową.
— Nie chcesz mi się zwierzyć — mówił Montalt — to zależy od twéj woli... ja zaś winienem przemówić do ciebie po ojcowsku... nie lubię twojego kraju ani twej kasty...
lecz twoje oblicze wydaje się jak zwierciadło szlachetnego serca... spodobałeś mi sie.... w twoim wieku, nieszcęście jakkolwiek wielkie, nie może być pozbawione zaradczych środków.... musisz mi przyrzec że żyć będziesz.
Bretończyk spojrzał na Montalta, a w spoj-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/249
Ta strona została przepisana.