I gdy Wincenty trzymał worek chcąc mu go zwrócić, odezwał się tupnąwszy nogą:
— Czyż nie możesz wziąść wszystkiego.
— Jeżeli pan pozwolisz, wezmę jeszcze jedną sztukę na podróż.
— Weź wszystko... wszystko mówię... wszystko! — powtórzył nabob po trzy kroć.
— Nie... — rzekł Wincenty kładąc worek na stole — nie mógłbym tyle zwrócić.
Montalt pochwyciwszy z gniewem worek cisnął go przez okno do morza.
— Ah! — rzekł z goryczy — jesteś bretończykiem i szlachcicem p. Wincenty... poznaję ciebie po tym postępku lubo nie miałem sposobności napotkać tobie podobnego w ciągu lat tylu...
— Milordzie! — przemówił młodzieniec zdziwiony tym gniewem którego przyczyny nie mógł pojąć.
Montalt powstawszy, przechadzał się po kajucie szerokiemi krokami.
— Tacy są oni — powtarzał — bez serca... bez serca... gdy się ich przyjaciel dopytuje, milczy... to ich najpierwsza cnota; to ta głupia duma, która nie dozwala być obowiązanym... nawet wybawcy...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/253
Ta strona została przepisana.