Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Rzucił się na sofę będącą w drugim końcu kajuty, Wincenty pozostał niewzruszony i zdumiały.
Fantastyczne wybuchy gniewu tego dziwacznego człowieka rozniecały się i gasły z równą szybkością. Zanim Wincenty wyszedł z zadziwienia, twarz naboba odzyskała zwykły obojętność.
Rozciągnąwszy się wygodnie na sofie przemówił po kilku chwilach:
— Nie mamy nic więcej do mówienia z sobą P. Wincenty... życzę ci wszelkich pomyślności.
Lubo nie mógł być wyraźniejszy sposób odprawy, majtek nie ruszył się z miejsca. W tej ostatniej minucie nastąpiła w nim szybka zmiana, i jego uczciwe serce pojęło gniew Montalta.
— Milordzie! — odezwał się przezwyciężając swoje pomięszanie, — być może iż ty nie masz mi nic więcej do powiedzenia, lecz ja przeciwnie... przekonałem się że moje milczenie było niewdzięcznością.
— Oświadczam Panu — przerwał Montalt