Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/259

Ta strona została przepisana.

Już się miałem oddalić, lecz blanka siedziała naprzeciw mnie obok swej matki, ona podobnież była cierpiącą jak ja... jej twarz anielska powleczona była bladością.
— Oh! gdybyś widział jak była piękną!
— Pozostałem... bo czyż mogłem dobrowolnie od niéj odstąpić... i żeby mieć prawo pozostać, podawałem kieliszek i piłem więcej jak zwykle.
— Gdyśmy wstali od stołu w oczach moich wiły się kłęby mgły ruchomej, przedmioty tańczyły przedemną.
— Zmierzchało się. Wyszedłem z salonu i błąkałem się po chodnikach ogrodu.
Unikałem od gości. Głowa moja pałała, w mym umyśle rodziły się szalone marzenia, marzenia jakie nigdy przedtem mnie nie ogarniały...
— Goście rozmawiali i bawili się walcach. Gdym ich głosy słyszał, oddalałem się, ponieważ ich wesołość raniła moje serce.
— W najodleglejszym zakątku ogrodu, była gęstwina w której Blanka lubiła spoczywać w upały.
— Często się zdarzało, że spędzałem po kil-