— Ty?... — wyjąknął zdumiony Wincenty.
— Ja...ja!... — powtórzył z mocą Montalt.
Poczém głos jego słabł wycieńczony, gdy mówił:
— Wszystko to jest prawdą... ona była piękniejszą od aniołów... i szatan zesłał szał na mnie... lecz czyliż nie dość wycierpiałem za tę zbrodnię?...
Wincenty zdawał się marzyć, im bardziéj usiłował dojść czego, tym bardziéj umysł jego pogrążał się w ciemności.
Montalt opuścił jego ramię i padł znękany na sofę.
Tam pozostał przez minutę, poczém wzdrygnął się jakby ockniony ze snu.
— Zostaw mnie! — rzekł do Wincentego.
Majtek wyszedł.
Po jego oddaleniu, Montalt przyłożył obie ręce do serca, i głuche westchnienie wydobyło się z jego piersi.
Poczém powstawszy, udał się chwiejącym krokiem do komody osobliwego kształtu, którą otworzył za pomocą kluczyka zawieszonego na szyi na łańcuszku złotym.
Wyjąwsy pudełeczko cokolwiek szersze od
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/263
Ta strona została przepisana.