Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/319

Ta strona została przepisana.

rozmawialiśmy o nich nad brzegiem bagien... godzina była spóźnioną... gdyśmy wrócili do pałacu, już było bardzo dawno po wieczerzy i wszyscy spali... takeśmy przynajmniéj sądzili i każdy z nas udał się do swego pokoju. Lampa na kurytarzu była zgaszoną... zdawało mi się żem słyszał przed sobą szelest lekkich i lękliwych kroków... szedłem z wyciągniętemi rękami dotykając obu stron kurytarza.
Szelest ucichł w miarę jakem się zbliżał... Zdawało mi się żem się omylił, gdy w tém, uczułem pod palcami dwa płócienne paski które się wyslizły za pierwszém dotknięciem i których nie mogłem pochwycić w ciemności. Lekkie i szybkie stąpania znów się dały słyszéć w części kurytarza który minąłem. Ktoś uciekał... lecz w chwili gdym dłoń zamykał, rąbek jednego paska pozostał w palcach... i śmiałem się otwierając drzwi mego pokoju gdyż pomyślałem: że po ém rąbku poznam, która ze służących biega w tak spóźnionej porze.
Zapaliwszy świecę, poznałem małą wstą-