wzruszenie, lecz twarz i miwa jego okazywały widocznie, że ta obojętność była więcéj udaną.
— To coś widział jest dziwném — rzekł Stefan — lecz co ja widziałem jest osobliwszém... Tę tajemnicę która ich otacza mogłem wykryć... lecz nie chciałem... Ja także spotkałem pewnego razu w nocy Djanę i Cyprjanę na kurytarzach pałacowych... Stałem ukryty w framudze okna... nie spostrzegły mnie wcale... widziałem jak przechodziły przez galerję... minęły twój pokój, pokój Penhoela i mniemałem że idą do pani... lecz i to mieszkanie ominęły... za tym jak ci wiadomo jest tylko pokój p. Roberta de Blois...
— A więc szły do niego? — zapytał Roger z żywością.
— Nie wiem — odpowiedział malarz — w zakręcie kurytarza zniknęły.
I nie szedłeś za niemi.
— Nie...
— Ten Robert! którym niby pogardzają i udają że go nienawidzą... — pomruknął Roger.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/323
Ta strona została przepisana.