dzi — odezwał się — Miałem sen prześliczny... nastąpiło przebudzenie... niech Djana będzie aniołem lub grzesznicę, wszystko mi jedno, gdyż jutro ujrzę ją po raz ostatni.
— Co mówisz — zapytał Roger ze drżeniem.
Stanęli na tarasie wieńczącym drogę spadzisty prowadzący do portu Kruczego. Zatrzymawszy się jednocześnie, malarz oparł rękę o kamienny balustradę.
— Tego rana — rzekł — pan Robert de Blois, który teraz zdaje się być panem pałacu, zapłacił mi należytość za moją pracę i dał do zrozumienia, że już tu nie jestem potrzebnym.
— Ależ Penhoel! — zawołał Roger ująwszy rękę przyjaciela — powinieneś się był z nim widziéć.
— Widziałem się z nim — odpowiedział malarz z niejaką goryczy — i odjeżdżam jutro do Paryża.
W chwili gdy młody malarz wymawiał ostatnie słowa, słaby okrzyk dał się słyszéć pod tarasem.
Dwaj przyjaciele pochylili się jednocześnie
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/326
Ta strona została przepisana.