— Czy nie Roger de Launoy? — zapytała.
— Lubię Rogera dosyć...
— Czy Stefan Moreau?
— Jest dobry... lecz...
— Może Alan Pontales?
— Nie... on wydaje się dumnym i złośliwym.
— Albo pan Robert de Blois? — zapytała pani zniżając głos pomimowolnie.
Blanka otworzyła zupełnie oczy i spojrzała na matkę z zadziwieniem.
— Oh!... co za myśl... — odezwała się z urazą — pan Robert!...
Pani odetchnęła i pocałowała ją. Na chwilę zapomniała o grożącym wypadku.
— A więc nie chcesz mi wyznać kogo lubisz najlepiéj? — zapylała wśród pieszczot.
— Ten którego najlepiéj lubię nie jest tutaj — odpowiedziała Blanka zarumieniona. — Odkąd mój krewny Wincenty udał się na morze, myślę o nim często i tęschnie... bardzo źle robię że tęschnie...— dodała z niejakim oburzeniem — gdyż się nie pożegnał ze mną przed wyjazdem.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/341
Ta strona została przepisana.