— Spojrzyj pan raczej.
To było zbyt zuchwałe kłamstwo, gdyż Lola wydawała się upojona radością. Lecz Remigeusz uśmiechnął się tylko i zwrócił swoje kroki do pałacu.
W sypialnym pokoju nie zastał Pontalesa ani p. Roberta.
— Oni nadejdę — rzekł Makreofal sadowiąc Remigeusza w fotelu z uniżonością lokaja. — Gdyby mi było wolno powiedziéć prawdę, dodałbym „że nadejdą dość wcześnie”... wielki Boże! ci ludzie wygrali od pana ogromne summy.
— Podaj mi kieliszek p. Hivain — rzekł Penhoel zamiast odpowiedzi — szczęście musi się przecież kiedyś odmienić.
— Gdybym był wróżkę lub czarownikiem — wykrzyknę! Makreofal, którego brzydka twarz wykrzywiła się, okazując niby przychylność — dawnobym szczęście zmienił... widzisz pan, ja nie umiera dobierać pięknych słówek, lecz z pomiędzy wszystkich panów okolicznych najlepiéj lubię ciebie i jak Bóg Bogiem, dałbym się za pana porąbać w kawałki.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/422
Ta strona została przepisana.